Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Bałtyk Gdynia wygrał z Sokołem Kleczew 2:1 (1:0). Do siatki trafiali Mateusz Kuzimski (26') i Piotr Ruszkul (88' k.) - Emile Thiakane (51'). Kto nie był na meczu, ten ma czego żałować.
Wszystko za sprawą zmieniającego się obrazu gry w drugiej połowie. Obrazu, którego mogliśmy uniknąć, gdyby strzelec pierwszego gola nie zbagatelizował wyśmienitej sytuacji strzeleckiej. Sokół odrobił stratę i sam mógł dwukrotnie wyjść na prowadzenie. Decydujące uderzenie jednak należało do biało-niebieskich. Cieszymy się z przebudzenia po dwóch pierwszych nieudanych spotkaniach. Spotkanie stopniowo nabierało rumieńców. Pierwszy kwadrans nudny i bez strzałów. Drugi kwadrans należał do gdynian, którzy opatentowali niezwykłe wykonywanie rzutów wolnych za krótkie dośrodkowanie, wybicie obrońcy i lufa z dystansu. W ten sposób blisko strzelenia bramki byli Zyska (17) i Poręba (19). Nasza pierwsza bramka miała zalążek na wysokości naszego pola karnego, gdy mieliśmy rzut z autu. Sokół wysoko zaatakował, dzięki czemu Rzepie otworzyła się autostrada na połowie gości. Wykończenie akcji choć z perturbacjami, to najważniejsze, że skuteczne. Czwarty raz w sezonie do bramki trafił Kuzimski. Po chwili goście znów podeszli wysoko na naszą połowę i gdy przekraczaliśmy środkową linię boiska, mieliśmy już sytuację dwa na jeden. Rzepa wygrał przebitkę z ostatnim obrońcą i wraz z Kuzimskim pędzili na bramkarza. Podanie Rzepy i Kuzimski uderzył źle, fatalnie, beznadziejnie. On już chyba widział piłkę w bramce, uznał, że wystarczy, że odda strzał i wpadnie. Ale to trzeba było przyłożyć, albo po ziemi przy słupku, albo pod poprzeczkę, albo po prostu zrobić zamach, dać się położyć bramkarzowi i wówczas trafić do bramki. A 'Kuzim' odpalił farfocla, nie przyłożył się i nadal było tylko 1:0. Na drugiego gola w Gdyni w naszym wykonaniu czekaliśmy od 4 czerwca poprzedniego roku. Byłoby 2:0 i mecz można byłoby w miarę spokojnie kontrolować, a tak granica błędu nadal była minimalna. Sokół w pierwszej połowie stać było na dwa strzały, które jednak nie siały popłochu w naszych szeregach. Pierwsza część meczu na korzyść biało-niebieskich. Na początku drugiej połowy goście doprowadzili do remisu. Początek bliźniaczy jak przy naszym golu. Aut na wysokości pola karnego i wysokie podejście kleczewian pod naszych zawodników. Tym razem nie przebiliśmy się przez pressing i straciliśmy piłkę. Dośrodkowanie i książkowy strzał głową Thiakane. W myśl zasady - uderz tam, skąd przyszła piłka. Po bramce wszyscy kibice jednogłośnie pod nosem powiedzieli: gdyby Kuzimski strzelił na dwa zero, to by takiego syfu nie było. Po kilku minutach powinniśmy przegrywać 1:2. Thiakane ograł Wypija i wyłożył piłkę wbiegającemu między naszych stoperów Kowalczukowi, który pomylił się z czterech metrów. Odetchnęliśmy, to mało powiedziane. Bałtyk się przebudził, przeprowadził kilka ataków, ale brakowało konkretów. Sokół przeczekał nasze zapędy i gdy zaatakował, to znów serce podeszło nam do gardła. Znów na lewej stronie przedarł się Thiakane i znów podał wzdłuż bramki. Uratował nas słupek i Matysiak, który obronił dobitkę. Podwójnym pechowcem w drużynie przyjezdnych był wprowadzony na boisko Przemysław Kędziora. Czas upływał. Emocje rosły. Na łatwy do obrony strzał przez Thiakane odpowiedzieliśmy składną akcją. Atanacković uruchomił Rzepę, który dograł do Młynarczyka i nasz młodzieżowiec zamiast podjąć decyzję o strzale, to wdał się w drybling i wydawać się bardzo dobra sytuacja została zaprzepaszczona. Nie minęła minuta, a radość kibiców ostudzili sędziowie Bejuk trafił do siatki, ale był na pozycji spalonej i gol słusznie nie został uznany. Chwila oddechu? Nic z tych rzeczy. Atak gości, uderzenie, rykoszet i refleksem popisuje się Matysiak. Za moment znów kocioł w naszym polu karnym, ale Dębowski w boczną siatkę. Kulminacyjny moment meczu miał na szczęście w polu karnym gości. Sosnowski wszedł w kiwkę, Patrzykąt nie trafił w piłkę, Sosnowski nadział się na wystawioną nogę rywala i arbiter główny wskazał na punkt oddalony o 11 metrów od bramki. Według badań przeprowadzonych na wyjściu ze stadionu, 87% widzów myślało, że to Zyska podejdzie do rzutu karnego. W przypływie emocji można było pominąć fakt, że Wojtka nie ma na boisku od blisko dwudziestu minut. Gdzieniegdzie było słychać pytania: kto jak nie Zyska? Do piłki zmierzał Ruszkul, który na placu gry był ledwie minutę. Ale jak to, on nie jest rozgrzany, nie kopnął w meczu piłki, dopiero wszedł na boisko słychać było tu i ówdzie na trybunie. Rusek bierze rozbieg, jeszcze bardziej zabiły serca, bo kibice nie przepadają za kombinowanymi podbiegami do piłki, kilka drobnych kroczków, nie za szybkie tempo biegu i JEEEEST! Uderzenie z zegarmistrzowską precyzją. Pomiędzy piłką a słupkiem nie zmieściłby się nawet program meczowy. Wielka radość na trybunach oraz na boisku, gdzie z gratulacjami podbiegła cała ławka rezerwowych. W ostatniej sekundzie doliczonego czasu gry Bejuk huknął z dystansu i bramkarz z trudem, ale odbił piłkę na rzut rożny. Tak długo wyczekiwane domowe zwycięstwo stało się faktem. W końcu w Gdyni oglądaliśmy dwie bramki Bałtyku. To był rollercoaster, który sami sobie zafundowaliśmy, a raczej o który zadbał Mateusz Kuzimski myląc się w idealnej sytuacji. Najpierw furę szczęścia miał Sokół, później dwie fury szczęścia miał Bałtyk. Sokół rozegrał się dopiero w drugiej połowie i mieliśmy kawał meczycha. Szala zwycięstwa wahała się z jednej strony na drugą. Jesienią Sokół wyrwał zwycięstwo w ostatniej chwili. Odpowiedzieliśmy tym samym i rywale wiedzieli, jak czuliśmy się pod koniec sierpnia. Zatem rundę wiosenną zaczęliśmy w identyczny sposób jak rundę jesienną. W czterech meczach ugraliśmy 7 punktów. Dwa zwycięstwa z Dariuszem Mierzejewskim za sterami dały nam potężny oddech. Sprawił, że nadal jesteśmy w grze. Przed nami seria pięciu meczów z zespołami z dolnej połówki tabeli. Jesienią komplet zwycięstw. Już ostrzymy sobie zęby, ale przy tym nie może nas zgubić pewność siebie. To mogą być jeszcze trudniejsze spotkania, gdy rywal często broni się na własnej połowie pilnując dostępu do bramki. Wczoraj Sokół dwukrotnie się otworzył i mieliśmy dwie setki.
�r�d�o: www.baltyk.gdynia.pl
relacjďż˝ dodaďż˝: 1930 |
|