W deszczu do II ligi?
Potężna ulewa przetoczyła się nad Stargardem w godzinach popołudniowych w sam raz by się wypogodzić na kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania. Mecz odbywał się na sztucznej trawie, więc poza większym poślizgiem, jaki dostawała piłka na mokrej nawierzchni piłkarze nie mieli prawa odczuwać większego dyskomfortu, jaki z pewnością pojawiłby się (błoto, chlapa zwielokrotnione nierównościami) gdyby mieliby występować na głównej płycie boiska obok.
Spotkanie, którego zdecydowanym faworytem był aktualny wicelider tabeli III ligi miało w znaczący sposób przybliżyć Błękitnych do bram II klasy rozgrywkowej, a zważywszy, że rywal plasował się w dolnej części tabeli i dopiero wchodził w sezon po przełożeniu dwóch meczów w poprzednich kolejkach, było wielce prawdopodobne, że gospodarze nie zmarnują tej nadarzającej się okazji. I być może fakt ten spowodował paraliż organizacyjny gry drużyny jaki panował w szeregach faworytów do 25 minuty. Paraliż dotknął szczególnie boleśnie szyki obronne Błękitnych raz po raz kąsane dynamicznymi kontrami gości. Kontry te o tyle były niebezpieczne, że żądła Dębu w postaciach Szuberta i Sarbinowskiego praktycznie korzystały z oddanego do ich wyłącznej dyspozycji terenu już na 30 metrów przed bramką Ufnala. Ale po kolei, przyjrzyjmy się jak do tego doszło.
Nie krzywdząc drużyny przyjezdnych obiektywnie należy stwierdzić, że właściwie cały mecz toczył się pod dyktando gospodarzy. Nawet uwzględniając fakt, że to Dąb stwarzał o niebo groźniejsze sytuacje i przy lepszej skuteczności i odrobinie zimnej krwi to goście mogli schodzić z murawy jako niespodziewani zwycięzcy, jeżeli nie całego meczu to na pewno I połowy. Niemniej jednak to Błękitni dyktowali warunki, mieli więcej z gry i już w 1min po rajdzie bocznego obrońcy Wawszczyka i zagraniu piłki wzdłuż linii bramkowej ani Magnuski, ani Gajda nie nadążając za akcją nie wykorzystali szansy uspokojenia gry golem. Na odpowiedź Dębu czekaliśmy zaledwie do 6min, kiedy to Szubert otrzymał długą piłkę ze środka pola rzuconą za plecy wysoko ustawionych stoperów Błękitnych. Przegrał jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem, nie zmuszając Ufnala do wielkiego poświęcenia w tej interwencji. Za chwilę podobna sytuacja, jednak tym razem Laska wyszedł z piłką poza linię końcową spychany przez wracających obrońców. Później jeszcze 5 (słownie: pięć razy) mieliśmy kopie powyższych sytuacji: - 7min Szczepanik z koła środkowego zagrywa do ponownie Szuberta, ten przenosi futbolówkę ponad bramką - 10min Majewski cofając się do rozegrania przechwytuje piłkę na własnej połowie i ekspediuje ją do oczywiście Szuberta, ten posyła po ziemi mierzoną piłkę tuż przy słupku, Ufnal końcami palców wybija ją na słupek - 15min ponownie współpraca duetu Szczepanik - Szubert przynosi efekt, ten ostatni jednak nie zdołał ubiec Ufnala - 17min jeszcze raz Majewski do Szuberta, lecz i tym razem Ufnal górą skutecznie zastępując własnych obrońców - 21min, co przynosiło dobre efekty w poprzednich akcjach zostało udoskonalone, niestety dla gości w dalszym ciągu bez skutku bramkowego, bo zamieniając stronami Szuberta z Sarbinowskim ten drugi pokazał się być jeszcze mniej efektywny Zestaw powyższych potencjalnych goli wynikał z fatalnego ustawienia linii obronnej gospodarzy. Inna sprawa, że straty piłki przy jej wyprowadzaniu z własnej połowy, jakiego by ustawienia nie przyjąć zawsze będą pachnieć bramką. Szybcy napastnicy Dębu, a nominalnie trener Knychała wystawił ich aż trzech (Sarbinowski, Majewski, Szubert), bezlitośnie wykorzystywali słabą zwrotność Pustelnika i wysokie ustawienie młodego Jasitczaka. Dodając do tego fakt że o swoich powinnościach obronnych kompletnie zapomniał Wawszczyk mamy w tym momencie gotową receptę na gola dla przyjezdnych. Przerywnikami dla kolejnych kontr w wykonaniu Dębu były akcje faworytów dzisiejszego spotkania. Poza akcją z 31min nie były to sytuacje na tyle dogodne do zdobycia bramki jak te w wykonaniu Dębu. W tejże minucie po dośrodkowaniu Gajdy z lewego skrzydła i złym przyjęciu piłki na 7 metrze przez Wawszczyka uderzał Wojciechowski, minimalnie niecelnie. Wcześniej w 8min Więcek nieznacznie pogroził obrońcom palcem strzelając z prawego skrzydła. W 32min Więcek ponownie po rajdzie swoją stroną dośrodkował precyzyjnie na głowę Magnuskiego, ten jednak uderzył w środek bramki w dobrze ustawionego Tomczaka. Wracając do sytuacji 100-procentowych pominąć nie można potężnego zamieszania w polu bramkowym gości w 37min, kiedy to pojedynek sam na sam z Tomczakiem przegrał Gajda, dobijał po interwencji bramkarza Magnuski, a jeden z blokujących strzał obrońców zagrał piłkę ręką. W całym tym zamieszaniu orientacji nie stracił arbiter wskazując bezzwłocznie i jednoznacznie na jedenasty metr. Zdunek miał stać się zawodnikiem, który pokaże gościom ich miejsce i rolę w dzisiejszym meczu. Tak się jednak ku rozpaczy zgromadzonych kibiców nie stało. Jego precyzyjny strzał w dolny lewy róg bramki perfekcyjnie wyczuł Tomczak i wykorzystując niewielką siłę uderzenia wybił piłkę w pole. W tym momencie kibice przypominali sobie stare piłkarskie porzekadło, że nie wykorzystane okazje się mszczą, a kto nie strzela karnych po prostu nie zasługuje na wygraną i z obawami zaczęli wyczekiwać na drugą część spotkania. Gwoli prawdy odnotujmy jeszcze rzut wolny w 40min bity przez Wawszczyka z 25m obroniony przez nieomylnego jak dotąd Tomczaka oraz sytuację z 42min kiedy to długie dośrodkowanie zamyka nie pilnowany przez nikogo Gajda pudłując jednak niemiłosiernie. I połowa przeszła do historii jako zdominowana posiadaniem piłki przez gospodarzy, nie potrafiących jednak nawet z rzutu karnego potwierdzić swej supremacji, a wręcz przeciwnie, mogli sami schodzić jako pokonani będąc chwilami bezradnymi przy kontrach Dębu. II połowa to już przygniatająca przewaga gospodarzy nie ustająca nawet po zdobyciu upragnionej bramki. Ale znowu pojawiało się piorunujące zagrożenie po kontrach przyjezdnych, które nie wynikały z ich nadzwyczajnej szybkości, czy wyjątkowej celności podań, ale ze szkolnych błędów w ustawieniu „błękitnej” defensywy. W pierwszych minutach II połowy próbowali strzelać Magnuski i Zdunek po dośrodkowaniu Gajdy, ten pierwszy w 47min z nieco lepszym skutkiem. Później rozpadał się ulewny deszcz, który dla gości okazał się być zimnym prysznicem. Po rzucie rożnym bitym w 55min przez Wawszczyka, piłkę musnął głową przedłużając ją idealnie pod poprzeczkę stojący na bliższym słupku Gajda. Gospodarze po strzeleniu bramki nie zamierzali oddawać inicjatywy. W dalszym ciągu niesieni dopingiem nie zważających na wszechobecną wilgoć najzagorzalszych fanów miejscowych, pozostawali w natarciu. Próbowali jeszcze w 58 i w 62min po silnie bitym uderzeniu z rzutu wolnego, będącym ni to dośrodkowaniem ni to strzałem wykonaniu Magnuskiego minimalnie niecelnym. W 66min nad poprzeczką uderzał wprowadzony za Zdunka Inczewski, ustawiony przez trenera Kapuścińskiego jako partner w ataku dla Gajdy. W 67min po kolejnym rzucie wolnym Wawszczyka śliską piłkę wypuścił bramkarz jednak tym razem obyło się bez konsekwencji. Niestety liczne ataki gospodarzy prowadzone były w licznym składzie osobowym. Pięciu nominalnym ofensywnym zawodnikom towarzyszył dodatkowo bardzo ofensywnie usposobiony Wawszczyk, co sprawiało, że nadziewając się na kontry do obrony zostawał skład zaledwie 4-osobowy z jednym zaledwie Kazimierowiczem spośród zawodników drugiej linii. Ustawienie takie, wynikające zapewne po części zwyczajnie z braku sił na powrót pod własną bramkę, sprokurowało trzy kolejno następujące po sobie kontrataki Dębu. W 69min dośrodkowanie Gluzy z lewego skrzydła wyłapuje Ufnal. W 73min Gluza tym razem znalazł się w roli środkowego napastnika (nominalny lewy obrońca) po dośrodkowaniu z prawej strony Jóźwiaka. Najwyraźniej zabrakło umiejętności właściwych napastnikom, gdyż sytuacji sam na sam Gluza po prostu nie zdołał zamienić na bramkę. Zresztą z podobnie dogodnymi okazjami nie poradzili sobie w I połowie również jego koledzy z ataku. I jeszcze minutę później kolejna, bliźniaczo podobna sytuacja, gdy ponownie po dośrodkowaniu Jóźwiaka głową próbował zaskoczyć Ufnala z bliskiej odległości Szczepanik. W tym momencie trzeba było działać, zmęczenie zaczynało brać górę, a wynik póki co był korzystny. Reakcja trenera Kapuścińskiego mogła być tylko jedna. Desygnował do gry drugiego obok Kazimierowicza defensywnego pomocnika - Dudę, który zastąpił co prawda obrońcę (prawego) Kuranta, ale automatycznie na tą pozycje przesunął się Wojtasiak ze środka pola. W ten sposób Błękitni zyskali dodatkowego, szóstego zawodnika do asekuracji w obronie. Efekt był zauważalny natychmiast, goście od tego momentu praktycznie nie przekroczyli linii środkowej boiska, czyli sytuacja wróciła do normy z pierwszych 20 minut II połowy. Korzystając z zaangażowania w grę do przodu gości, tym razem to Błękitni przeprowadzili w 78min chyba jedyny swój kontratak w meczu. Dwójkowa akcja Inczewskiego z Gajdą, prowadzona bez udziału obrońców gości (sic!) zakończona chorągiewką sędziego bocznego w górze po bezmyślnym podaniu Gajdy do równie bezmyślnie ustawionego Inczewskiego na co najmniej 4-metrowym spalonym. I jeszcze w 80min przy dalej padającym deszczu strzał z rzutu wolnego Magnuskiego z jakichś 25m na wszelki wypadek piąstkował nie łapiąc Tomczak. Bardzo groźna sytuacja w 81 min: dośrodkowuje Inczewski, do piłki głową niezwykle ofiarnie dopada Gajda, bramkarz paruje piłkę na rzut rożny w tym momencie już szósty w wykonaniu Błękitnych, przy tylko dwóch dla drużyny gości. I wreszcie nadchodzi 85min meczu. Ukoronowaniem licznych ambitnych wysiłków podejmowanych przez drużynę gospodarzy była sytuacja z 12 metra w polu karnym. Po szkolnym błędzie minięcia się z piłką jednego ze stoperów gości w sytuacji sam na sam znalazł się Magnuski. Tym razem silnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Tomczakowi ustalając wynik meczu. W przebiegu całego spotkania Błękitni byli zespołem znacznie lepszym, dominującym nad rywalem posiadaniem piłki popełniającym jednak dość banalne błędy nie tyle w grze w destrukcji co w ustawieniu drużyny na wypadek konieczności szybkiego przejścia do gry obronnej. Wyjściowe ustawienie 4-1-3-2 od 75min przerodziło się w 4-2-2-2 z ustawionym za plecami Inczewskiego i Gajdy Magnuskim i mającym do dyspozycji praktycznie całą lewą flankę Wawszczykiem. A trzeba pamiętać, że to z tej strony Dąb wyprowadzał swoje najgroźniejsze akcje. Prawe skrzydło to dominacja Więcka dorzucającego piłki do dwójki napastników. Akcje gości z kolei ograniczały się do kontrataków. Były one szczególnie niebezpieczne ze względu na bardzo ofensywne jak na drużynę przyjezdną ustawienie. 4-3-3, po zejściu Majewskiego utrzymane w takim samym kształcie, z wewnętrzną rotacją pozycji stanowiło o znacznej sile ataku. Jednakże napastnicy mimo że w liczbie trzech, w dniu dzisiejszym nie mieli wystarczającego wsparcia w pozostałych formacjach. Pięknie stracona pierwsza bramka, właściwie trudna do uniknięcia, ale już druga po błędzie indywidualnym Szwieca, mogła z powodzeniem nie paść. Ciekawe zabiegi z zamianą pozycji stoperów z bocznymi pomocnikami (po przerwie Szczurek cofnięty do środka obrony, Jóżwiak przesunięty na prawą pomoc i efektywnie oskrzydlający akcje gości) mogą świadczyć tyleż o uniwersalizmie zawodników co o braku wartościowych zmienników na niektórych pozycjach. Podsumowując, zwycięstwo cieszy kibiców i zawodników, trenerowi jednak powinno pozostawić wiele do myślenia. W II lidze z pewnością takie sytuacje jak miał dzisiaj Dąb mogłyby odwrócić losy meczu.
ďż˝rďż˝dďż˝o: obserwacja własna
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|