Sensacja była blisko w Kołobrzegu
Po inauguracyjnym meczu Kotwicy Kołobrzeg ze Stelmetem Zielona Góra można napisać, że tradycji stało się zadość. Od czasu powrotu zielonogórskiej drużyny na najwyższy szczebel rozgrywek w 2010 roku nie ma ona łatwego życia w portowym mieście. Nie inaczej było tym razem, skazywani na pożarcie Czarodzieje z Wydm w meczu przeciwko drużynie z najwyższym budżetem w lidze, napędzili sporego stracha zielonogórskim koszykarzom, działaczom i kibicom. Gościom co prawda udało się wywieźć dwa punkty, ale do minimalnego zwycięstwa potrzebowali dogrywki...
Kto wie, gdyby w ostatnich 120 sekundach regulaminowego czasu gry (także dogrywki) więcej zimnej krwi zachowali gospodarze wynik mógłby być zgoła inny inny. Kołobrzeżanom wcześniej udało się m.in. odrobić 10 punktów starty i wyjść na dwupunktowe prowadzenie.
Terell Parks i Jordan Callahan, którzy wspólnie zdobyli 39 z 70 oczek Kotwicy (zbierając także 16 piłek), swoją grą przyćmili takie gwiazdy jak Łukasz Koszarek, a przede wszystkim Christian Eyenga. W szeregach gości swoją klasę potwierdził jedynie Przemysław Zamojski (26 pkt.). Parks musi jednak popracować nad przewinieniami, bo jego brak związku z przekroczonym limitem fauli w ostatnich sekundach dogrywki okazał się kluczowy.
Kotwica Kołobrzeg - Stelmet Zielona Góra 70:73 (18:20, 16:14, 11:14, 21:18; 1d. 4:7) Kotwica: Parks 21 (11 zb., 3 bloki), Callahan 18 (7 as.), Sapp 8 (5 as.), Wichniarz 7, Złoty 6 (5 zb.), Parzych 5, Arabas 3, Djurić 2, Piechowicz 0 Stelmet: Zamojski 26, Hrycaniuk 12 (7 zb.), Walker 8, Brackins 6 (7 zb.), Sroka 6, Koszarek 5 (6 zb.), Cel 4 (5 as.), Eyenga 4, Chanas 2.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: pszczolek |
|